Jeśli tak jak ja, macie w domu prawdziwego kalareporzercę,
do tego przepisu będziecie potrzebowali jej znacznie więcej niż 4 sztuki;)
Pierwszą kalarepę mąż zjadł mi na surowo, prosto spod noża, dwie kolejne po
ugotowaniu w rosole, bo stwierdził, że nie ma nic pyszniejszego… W rezultacie
tylko donosiłam kalarepę z ogrodu i robiłam jej coraz więcej i więcej. Jest
przepyszna rzeczywiście na każdym etapie, ale najpyszniejsza na samym końcu, w
złociście przyrumienionej panierce z odrobiną sera. Marzenie… U mnie w ogrodzie
kalarepa już się skończyła, więc po raz kolejny zapanieruję ją dopiero za rok,
ale może ktoś jeszcze znajdzie kilka sztuk. Polecam;)
- 4 młode kalarepy
- 2 szkl. rosołu drobiowego (może być z kostki)
- 2 jajka
- mąka
- bułka tarta
- 4 łyżki startego żółtego sera
- olej
Kalarepy obieramy i kroimy w półcentymetrowe plastry.
Zalewamy rosołem i gotujemy 15 min. Odcedzamy i lekko studzimy.
Krążki panierujemy kolejno w mące, rozbełtanym jajku i bułce
tartej. Smażymy na rozgrzanym oleju na złoto. Odwracamy, posypujemy serem i
dopiekamy z drugiej strony do momentu aż ser się rozpuści.
Podajemy na ciepło.
Inspirację znalazłam w gazecie „Przyślij przepis” z 2010
r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz